Zaciągając kredyt hipoteczny zdarza się nam odczuwać pewien rodzaj niepokoju – nawet pomimo radości, że ów kredyt wreszcie udało się dostać oraz entuzjazmu, związanego z nowym mieszkaniem i szalonymi możliwościami, jakie stają przed nami otworem. Nikt nie lubi być niewolnikiem, więc podpisanie zobowiązania, dzięki któremu bank będzie nam przez kolejnych trzydzieści lat odbierał przykładowo połowę naszych dochodów, jest niepokojące i trochę przerażające. Zadajemy sobie wówczas, nieco spóźnione zapewne, pytania, czy to ma sens, czy na pewno tego chcemy, a co się stanie jeśli stracimy pracę i dochody. W wyobraźni klientów banków z pewnością czarne scenariusze mają swoje stałe miejsce. Zwłaszcza w momencie podpisywania umowy, która zapewne niejednemu skojarzyła się z podpisaniem cyrografu i zaprzedaniem duszy. Ale takie jest życie, coś za coś. Jeśli zamożni rodzice nie obdarowali nas hojnie mieszkaniem albo domem lub jeśli narzeczona/narzeczony również nie dostał takiego wiana na nową drogę życia, pozostaje nam albo płacić czynsz za wynajem w kolejnych lokalach, w których nie możemy wbić gwoździa ani poprzestawiać ścianek działowych, albo zaciągnąć kredyt hipoteczny i próbować nauczyć się z nim żyć. Obronne mechanizmy naszego mózgu, na przykład mechanizm wypierania, bardzo to ułatwiają.
Podpisanie umowy kredytu hipotecznego

Leave a Reply